środa, 19 sierpnia 2015

wyganiamy bakterii

Przede wszystkim dziękuję za wskazówki, pod przedostatnim postem.
U Nefrologa byliśmy prywatnie. Zapisani na 18:20 weszliśmy do gabinetu 19:20 taka kolejka. Mały był marudny, to jego czas zabawy i przygotowywania się do kąpieli i snu. 'Klinika' zrobiona z kilku mieszkań. Jednemu dziecku, póki czekaliśmy, spadła na głowę futryna. Wszędzie schodki, schody, schodeczki. Na tablicy wypisanych z 30 lekarzy. Nie rozumiem, nie można wynająć normalne pomieszczenie i pracować jak człowiek dla człowieków i nie latać po tych labiryntach? Wiadomo liczy się kasa, nachapać jak się tylko da, póki się jest na fali... szanujcie się, ufff! Dobra, jesteśmy w gabinecie. Starsza pani Doktor, pracuje w Prokocimiu, podobno najlepsza. Pokazałam jej wszystkie wyniki. Zadaje konkretne pytania, odpowiada ale nie o tym o co pytam. Uznała że nie trzeba leczyć, że dziecko zdrowe i że za miesiąc zrobić usg brzucha kontrolnie. Można nawet szczepić, ona nie widzi zastrzeżeń. Wyszliśmy zadowoleni, a jak inaczej, usłyszeliśmy to co chcieliśmy usłyszeć 'zdrowe!'. Wracamy do domu, trwa sielanka do środy. W środę rozmawiam ze swoim starszym bratem, który jest kardiologiem, opowiadam jak to nam powiedzieli, że zdrowe i że super. Posłuchał mnie i wytoczył taki monolog, że telefon się trząsł razem ze mną:) Doczekałam się rana. Miałam skierowanie od nefrologa na NFZ. Lecę na Strzelecką zapisać się do specjalisty. Termin 7 październik, cud że tego roku. Stojąc jak słonecznik na słońcu, rozmyślałam co robić. Czasu też nie miałam za wiele, przecież trzeba wrócić i nakarmić małego, który został z Babcią. Wymyśliłam pod tym upałem, że pójdę do tej doktorki co nas prowadziła w szpitalu i pokaże jej te wszystkie posiewy. Udało się ją złapać, czekałam tylko godzinę pod jej drzwiami, była zajęta. Pooglądała wyniki, zaleciła powtórzyć badanie w ich laboratorium. Wróciłam do domu, zadowolona, udało się coś upolować. Rano wyszorowałam całą hydraulikę Bartusia. Oktaniseptem, Rivanolem itd. Udało się nawet sprawnie złapać środkowy strumień. Laboratorium i czekamy czy coś urośnie. Na drugi dzień idę, klepie zdrowaśki po drodze, dostaje wstępny wynik - znowu bakteria, jednak jest. Z wynikami idę do pediatry na odział. Wypisała leczenie, podbiła swoją pieczątką. Mówi żebym szła do swojego pediatry po receptę z tą karteczką. Chciałam się jej podpytać, czy nie za mały na tabletki itd, to dostałam ochrzan. 'Ja pisze, a niech mama sama decyduje czy stosować' - kużwa no. Pediatrica, która wypisała nam skierowanie do szpitala, była bardzo zdzwiona postawą naj specjalisty Nefrologa. Wypisała receptę i kazała zaczekać do ostatecznego wyniku badania i wtedy ew. zacząć brać leki. Braliśmy lek tydzień 1/4*2 tabletki  wymieszany z mlekiem. Skończyliśmy brać w sobotę, teraz po 10 dnia od zakończenia będziemy powtarzać posiew. Jeśli nadał coś wyjdzie mamy skierowanie do urologa/chirurga.
Rośniemy
Najlepszym pediatrą okazał się mój brat kardiolog. Najwyraźniej każdą opinie należy podważać. Zapomniałam że tak jest, przez 2,5 roku prowadził mnie Doktor któremu ufałam, nie czytałam googla, nie pytałam się braci. Oduczyłam się myśleć że lekarz lekarzowi nie równy, dwóch lekarzy trzy opinii.  

czwartek, 13 sierpnia 2015

Dziś

Dziś odprowadziliśmy moją Mamę na lotnisko
to już 16 lat jak moje rodzice podjęli decyzje 'o lepsze życie'  
czy jest lepsze - może tak, może nie
czy jestem przez to szczęśliwsza? 
wciąż szukam odpowiedzi
dziś jest mi bardzo smutno
jest pusto 
samotnie
moja Mama





niedziela, 2 sierpnia 2015

lipiec

Źródło: z internetu
Lipiec, ulubiony miesiąc. W tym roku przeleciał bardzo intensywnie i szybko. 
  1. Wyszliśmy ze szpitala i od trzech tygodni pobieramy mocz na posiew, z każdym razem wychodzi bakteria, na szczęście za każdym razem inna. Jeśli ktoś z Was ma doświadczenie w tym temacie proszę o rade. Byliśmy w tym miesiącu 5 razy u 3 pediatrów, przedwczoraj byliśmy u naszej (akurat baby nie lubię, praca jej polega na tym by wypchać dalej) i dostaliśmy skierowanie do szpitala. Podejrzewa zapalenia pęcherza moczowego, pozostali twierdzą, że do szpitala nie ma co się śpieszyć, może to być zanieczyszczenie i należy sprawdzić. Idziemy jutro do nefrologa, oby była bardziej rozgarnięta (prywatnie żeby ominąć kolejkę w poradni). Do szpitala nie śpieszę się - trafiliśmy z jednym, wyszliśmy z katarem. Walczyliśmy bite dwa tygodnie. Zresztą szpitale to siedlisko bakterii i zarazy.
  2. Przyjechała do nas mama. Nie bez niespodzianek, najpierw w Wawie uciekł jej samolot do Krakowa ...a po tygodniu dostała zapalenie spojówek. Więc lekarz, lekarstwa no i nie podchodziła do Bartoszka by nie zarazić. Krople z antybiotykiem nie pomogły, pomógł Zyrtec, obstawiamy alergie i śmiejemy się że to na 'piękno'. Już niedługo poleci i zostaniemy beż wyprasowanych ciuszków i pierogów. 
  3. Bartoszek rośnie, gaworzy, 'śpiewa' razem ze mną piosenki.
    kręcimy figi
    Mówi Gu-Gu, Agu, K, T, Uuuu. Nauczył się płakać/krzyczeć gdy jest zmęczony wieczorem i chcę spać. Śmieje się. Macha nóżkami i rączkami. Jest cudownym dzieckiem, nieco zdrowia by jeszcze ... eh. Każdego dnia zmienia się. Niesamowite 11 miesięcy temu kropeczka na ekranie, dziś od tej kropeczki nie mogę oderwać oczu. Kochany Synek!
  4. W dniu swoich urodzin byłam u Doktora pokazać ranę po CC. Nie pisałam jeszcze o tym (nadrobię), ale rana goiła się nie bez niespodzianek. Stosuję płasty Sutryconu. Wizyta, jak zawsze bardzo miła. Dostałam nawet komplement, że wyglądam jak bym 'niedawno nie rodziła', fakt wróciłam do wagi z przed ciąży i wyglądam jak patyk.
  5. Moje urodziny ... smyknęły niezauważalnie.
  6. Minus lipca taki, że skasowały się wszystkie smsy w moim telefonie, podobno Android-y tak mają:(

Dziś byłam u Dominikanów, mają skrzynkę intencji 'modlitwa o potomstwo', jeszcze kilka miesięcy temu nie mieli. Wzruszyłam się. 

Dobrego tygodnia.