Zdjęcia są z wyjazdu do Zakopanego. Góry są przepiękne, kocham tam być. Dziś za oknem wali deszcz, ja zmęczona po tygodniu pracy, nie mogę się doczekać weekendu. Miałam iść na Jogę wzięłam przebranie ale zapomniałam kartę w domu, wyszłam z pracy zbyt późno by obrócić w te i wewte. Ostatecznie wróciłam do domu i poprzeglądałam wasze blogi:)
Dziś kończę brać Aromek. Czuje się po nim fatalnie, mam nudności, uderzenia gorąca,boli żołądek.
Brałam już ten lek ale po jednej tabletce tym razem dwie na raz. Muszę
skonsultować czy nie powinnam brać jakiś osłonowych tabletek.W
poniedziałek idę na monitoring, zobaczymy czy coś urosło.
Dwa dni 4 samoloty. Uwielbiam latać, bagażu nie nadaje
wprawie nic nie mam w walizce: piżama, małe kosmetyki, t’shirt na przebranie,
spodnie, dwie sukienki, marynarka,
obcasy i laptop. Siedzę w samolocie, jestem potwornie zmęczona czeka na mnie
jeszcze jedna przesiadka w Warszawie. Latanie jest fajne – na wakacje, służbowe
wyjazdy są mało atrakcyjne. Zawsze mi towarzyszy stres, nie że lecę ale przed cholernymi
spotkaniami. Po spotkaniach oceniam, że nie było czego się stresować, nie było
tak strasznie a ja wypadłam nie najgorzej. Nauka czyni mistrza, może kiedyś
opanuję emocję ja nie na odwrót. Po
ostatnim 9h locie w maju, o którym nie wspominałam na blogu miałam okropne
problemy z uchem, przy lądowaniu dostałam tak potwornego bólu ucha, że chciało
się krzyczeć. Bardzo dużo już latałam i nigdy nie miałam żadnych kłopotów z
zatkanymi uszami, ale nie doleczona choroba marcowa i lekkie przeziębienie
przed podróżą dali znać, a może się starzeje? Po co wspominam i tym teraz? A
tylko dla tego, że laryngolog poleciła mi stosować zwykłe kropelki do nosa przed każdym wylotem i
lądowaniem. Jest okazja sprawdzić – dziele się z wami to działa, może ktoś z
was będzie leciał to taka informacja się przyda:) Zwykła woda morska do nosa.
Lecę w niebie. Jest niesamowicie – zachód słońca nad
chmurami w dodatek siedzę sama na 2 miejscach. Jedyny minus jest taki, że
siedzi jakiś burak przede mną który za drugim razem zwrócił mi uwagę żebym
delikatnie rozkładała stolik. Dziwnie, bo właśnie tak robiłam, olewam. Jestem tak
zmęczona że chyba będę złośliwa i otworze mu tak ten stolik aż się złamas
obudzi. W dodatek mam jeszcze resztki okresu ale już biorę leki na stymulacje,
pewno w następnym tygodniu będę chodzić na usg, nieważne. Teraz o innym. Powiem
wam, że nasz LOT schodzi na psy, dostałam właśnie szklankę wody i princepolo
malutkie, można ew. coś sobie wykupić. W domu będę w nocy, a rano do pracy.
Jutro, tudzież już dziś jest wyjątkowy dzień – mam urodziny! Zazwyczaj jest tak,
że myśli o dziecku łapią mnie w dwa święta roku – sylwestra i moje urodziny,
czyli kiedy przewala się w kalendarzu rok. Robię podsumowanie. Każdego roku to
samo, jestem o rok starsza, nic się nie zmieniło w moim życiu, nadal nie jestem
matką, mam za co żyć ale nie mam dla kogo żyć, oprócz męża ale wiecie o co mi
chodzi. Te kolejne urodzinowe ‘dzieście’ w ogóle nie przynoszą mi radości,
czuje że życie właśnie tak przeleci, szybko niezauważalnie. Nawet nie mam
marzeń urodzinowych, byle zdrowi wszyscy byli.
Buziaki z nieba!
ps. wysyłam z Wawy. Jak zawszę 'czekając', tym razem tylko na następny samolot:)
Ona - aaha to Pani, dzień dobry, proszę zadzwonić za 5 minut pójdę sprawdzić w sekretariacie czy już są.
po 15minutach
Ja - i jak są wyniki?
Ona - nie ma tej pani na miejscu, hmmmm może pani zadzwoni później, albo proszę zadzwonić rano.
Ja - już wściekła - wie Pani miesiąc temu był zabieg to są jakieś jaja.
Ona - no jaja,kochana straszne
Ja - no wie Pani, jaja jak arbuzy, zaczynam się już denerwować.
Ona - nie denerwuj się jak by coś było już by wyniki były, kochana zadzwoń rano może już będą.
Ja - chciałabym już mieć na rekach.
Ona - no nic spokojnie.
Ja, Ona - do usłyszenia.
Już mam dosyć, gdzie się nie wciśniesz musisz czekać.
Okresu też nie mam ale za to 3 prychole na face już są. Lecę w delegację pn/wt, znając moje szczęście okresu dostane właśnie w podroży, szlag by to trafił wszystko. No i wywołuje okres zgodnie z zaleceniami Projektu Szczęścia:)
UPDATE: kochani jest!!! Mam pierwsze niezbite dowody zbliżającej się miesiączki, wracam do gry! UPDATE 2: są też i wyniki! Ale jak to w szpitalu, trzeba się umówić do doktora żeby je dostać, ha ha ha :)
41dc - lubię to! Nie zapowiada się żeby coś się zmieniło, według kalendarzyka powinnam mieć następną owulację. Tak zrobiło się po poronieniu od 29 do 50dni mi się cyrk wydłużył, no cykl na kółkach:) Czekam na wyniki histeroskopii, powinny być w środę. Jak dostane miesiączkę to zaczynamy przygodę z Aromkiem po 2 tabletki +monitoring+ ovitrelle = standard. Zupełnie się tym nie przejmuję. Pracy ogrom czasu nie ma 'taczki przeładować'.
ps. nie mogę uwierzyć - wyników dziś nie było, dzwonić jutro. Co za burdel w tych naszych szpitalach.
Piątek zazwyczaj mija mi bardzo szybko, dziś wyjątkowo ślimaczył się. Rano w szpitalu do 17:30 w pracy, później byłam odwiedzić moją koleżankę i jej synka. Urodziła miesiąc z hakiem temu (miałyśmy tydzień różnicy, nie wie że borykamy się z niepłodnością). Mały przecudowny, kruszynka taka maluśka, wieczory miewa bardzo niespokojne bo boli go brzuszek. Kupiłam mu wczoraj trochę prezentów. Lubię robić prezenty, później tak fajnie się patrzy jak ktoś się cieszy. Wyszłam od nich z uczuciem ogromnej tęsknoty, a zarazem z uczuciem, że jednak nie zasługuję na bycie mamą. Patrzyłam na nich porównywałam się do nich i ja jestem zupełnie inna. Poryczałam się jak zawsze w samochodzie.
Jutro humor mi się nie poprawi na pewno, idę do domu opieki społecznej do takich dwóch babć. Odwiedzam ich raz na jakiś czas od 12lat, pani Ola 94lata i pani Klara 86lat, żyją już w swoim świecie. Te odwiedziny są bardzo ciężkie, emocjonalne.
Odpocznijcie przez weekend.
Idę pobiegać, przewietrzę głowę i napije się winka.
Przechodziłam dziś obok garażu na którym napisane było Wynajmę i zaraz pomyślałam że też mogłabym coś wynająć co mam, co tak mocno się mnie trzyma a w sumie nie jest mi potrzebne, że w sumie mogłabym to oddać w złe ręce, albo wynająć osobom, które biorą pigułki antykoncepcyjne. I oddałabym za darmo, a może bym i nawet dopłaciła. Weście SOBIE!
Dziś mam paskudny humor, w zasadzie prze-paskudny. Do wszystkim moich zajęć dodajcie 2 razy dziennie odwiedziny w szpitalu mojej teściowej, która leży na transplantologii z wydolnością serca 16%. W sumie jak moje latanie przełożyło by się na jej zdrowie to bym latała i z 20 razy. Nie chcę o tym pisać, nie dziś. Dziś odwiedziłam swojego Doktora. Pisałam że czekam na okres, nie ma, ale prawdopodobnie będzie. Ręce opadają do kolan, przyplątało się zapalenie przydatków. Nie skarżyłam się Wam że boli mnie prawy jajnik, teraz wiem czemu. Pytam się skąd się to gówno bierze? nie chodzę np. na basen, ostrożna jestem jeśli chodzi o higienę i 'piiii' i tak się wdarło. Mam zrobić CRP i jeśli wyjdzie powyżej 10 to brać jakiś tam kolejne leki, jeśli poniżej 10 to tylko duhaston. W sumie to i to jeszcze przełknę. Prawdziwa wiadomość to jest plan, który zaproponował lekarz: 5 stymulacji i in vitro. Przyjęłam to z pokorą, tylko okropnie męczy mnie to czekanie, ja już nie chcę czekać. NIE CHCĘ CZEKAĆ!!!!
Wychodząc że szpitala kardio natrafiłam na napis JPII:
Czekanie na dobre zagościło w naszym życiu, wszystko się toczy w kolo czekania: na weekend, na wieczór, na wypłatę, na wakacje, na słońce, my na dzieci, ja na wyniki, na miesiączkę której nie mam. Od kwietnia podajże nic się u mnie w leczeniu nie dzieje (od czasu do czasu łykam duphaston i na stale acard), najpierw czekałam na histeroskopie teraz od 3 tygodniu czekam na wyniki 'histpat' bez którego nie możemy nic robić. Co się zmieniło w moim życiu od na okrągło - czekania? Myślę że sporo:
Po pierwsze, czytając Wasze posty stwierdziłam że i ja muszę wprowadzić jakąś dietę, zmianę w żywieniu. Jest dobry moment na warzywa i owoce, korzystam bez umiaru:) W dodatek, na dobre wprowadziłam do śniadań owsiankę + morele+pestki dyni + mód, pyszne.
Po drugie, zaczęłam systematycznie biegać. Może nie pokonuję kilometrów nie wiadomo jakich ale biegam.
Po trzecie, zapisałam się na Jogę. Dwa razy w tygodniu, w tym raz
w tygodniu chodzę na 'joga dla kręgosłupa' jest super, relaksuję się na tych fikołkach. Kobieta manipuluje głosem, muzyką, światłem - odprężam się i ćwiczę. Później korzystam z sauny, suchej.
Dziś jeździliśmy na rowerach a w piątek jednośladami, cieszymy się z mężem z siebie. Jestem chodzącą ENDORFINą:)
Powiedziałam sobie 'dosyć', po kolejnej burzliwej kłótni z mężem a propos 'ty się zmieniłaś, ty ciągle myślisz tylko o jednym'. No tak zmieniłam się w końcu to już 5lat starań (z dużymi lub małymi przerwami) - zmieniłam się! wiecznie na stymulacji, w oczekiwaniu, z testami, najpierw na owulację, później na ciąże, wieczne rozczarowanie i euforia, zmieniłam się! Szpitale, poronienie, lekarze jeden drugi kolejny - zmieniłam się! kiedyś też miałam kręcony włosy a już nie mam no zmieniłam się!Byłam też młodsza:) Przelałam się jak beczka. Myślałam nawet czy nie skorzystać z usług pani B.Pawelec, ale daje sobie jeszcze 'jedną szansę'. Wypędzam myśl o staraniu, zapełniam czas oczekiwania i myślenia na zajęcia dla duszy, ciała i umysłu. Nie wiem czy to dobry kierunek czy ucieczka, ale chcę nią podążać choć przez chwilę. Nie tracąc nadzieje!
dziś jeszcze: meczyk, paciorek i spać! Dobrego tygodnia!
Czytam na temat odwołania z funkcji dyrektora jednego z ginekologów, nie wnikając w temat wszystkich argumentów mógł czy nie mógł itd, poruszającym jest to w jaki sposób czytelnicy komentują całą sprawę. Polecam poczytać treść, żenada. Jedni biją się że jest dobry, drudzy że jest zły, jedni mówią o politykach drudzy o podatkach, inni że nie powinno się z podatków finansować in vitro, jeszcze inni o religii. Dlaczego wypowiadamy się na tematy nam obce? to tak jak bym pisała wypracowanie na temat fizyki jądrowej, będąc po szkole tańca i baletu. Co jest ludzie?
Jedna jedyna kobieta, która leczyła się na niepłodność i po dwóch nieudanych in vitro, próbowała wyjaśnić swój punkt widzenia padła. Dosłownie pożarli ją hieny internetu, nie miała szans. Pouczali jaka ona jest niemądra, że to nie my decydujemy czy będziemy rodzicami czy nie itd itd itd. Nikt nie może zrozumieć jakim dramatem jest wieloletnie leczenie, dopóki sam nie zderzy się z tematem niepłodności, bezpłodności, tudzież innej choroby. Piszą że lekarze bawią się w Boga. Ja myślę że i w in vitro jest ręka Boska, lekarz robi swoje ale tylko Bóg może zadecydować o tym co będzie dalej. Poza tym jeśli parametry są dobre to nawet embriolog, że tak powiem nie łączy towarzystwo, lecz puszcza do pęcherzyków nasienie i samo się dzieje. U moich przyjaciół na ponad 10 pobranych pęcherzyków tylko kilka przeżyło do blastocysty. Mimo szczerych chęci lekarza i jego wysoce profesjonalnego zespołu embriologów nie było możliwości i wpływu na rozwój zarodków, to się samo działo a więc jest w tym ręka Jego. Wierze w to i ufam.
"....Wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, w skutek czego stał się człowiekiem istotą żywą."(Rdz 2, 7)
Na
obecny stan naszego z mężem wieloletniego leczenia, nie przyszło nam
decydować czy skorzystać z in vitro, nie mniej jednak jeśli będzie taka
potrzeba to pewno poddamy się i tej metodzie. Ale nasze credo: