Wszyscy co tutaj zaglądają, celowo bądź przypadkiem, proszę o Waszą szczerą opinie na temat adopcji komórek jajowych. Ustawa o leczeniu niepłodności określa oznaczenia biorczyni, dawstwa itd., więc jest to już prawnie regulowane. Nie znam ani jednej biorczyni, natomiast znam kilka osób, które oddali swoje komórki do adopcji. Bardzo ich za to podziwiam.
Pytanie
zadaje nie przypadkowo. Jeśli chodzi o moją opinie, brak by mi było
odwagi oddać swoją komórkę jajową. Nie poradziłabym sobie z myślą że
gdzieś może biegać w połowie moje dziecko. Byłabym ciekawa co się z
nimi stało, kto dostał itd. Nie wiem czy można w tych kategoriach ten
wątek rozpatrywać. Czy bym odważyła się skorzystać z czyjeś komórek? Nie
umiem odpowiedzieć na to pytanie. A co Wy sądzicie?
Oddać by było ciężko. Tu akurat ja odczuwam, że komórka to część mnie, a w przyszłości dziecko. Moje. Taka prawda.
OdpowiedzUsuńNatomiast adopcja komórki jak najbardziej. Dla mnie w tej sytuacji podobnie jak z adopcją dziecka.
Myślę, że opinie będą bardzo różne. Ale moje zdanie jest takie jak wyżej :)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do naszej dalszej historii na nowym blogu. Pozdrawiam serdecznie. Ola :)
Tak dla adopcji , duże wątpliwości co do dawstwa ale nie wykluczam w 100%.
OdpowiedzUsuńRozumiem wątpliwości... sama mam wiele. Trudno byłoby mi oddać komórki, nie mówiąc już o zarodkach... Ale... bez dawstwa nie ma przecież adopcji, jedno z drugim jest ściśle powiązane. Mam nadzieję, że nie będę nigdy w takiej sytuacji. Ale myślę o tym dużo. Być może nie będę miała innego wyjścia. Myślę sobie, że w takiej sytuacji odkładałabym decyzję o dawstwie tak długo jak to możliwe. Tak samo jak decyzję o adopcji rozważam od wielu lat, przyjmując różne perspektywy, czasem skrajnie różne. Chyba nie jestem w stanie hipotetycznie odpowiedzieć na to pytanie. Chciałabym, żeby sprawa była prosta, czarno biała, ale jak to z najważniejszymi sytuacjami w życiu bywa, strasznie dużo tu odcieni szarości...
OdpowiedzUsuńU mnie podobnie jak u MamyMotylka - sama bym adoptowała, natomiast odnośnie bycia dawczynią miałabym wielkie opory, gdyby mnie ten temat dotyczył. Myślę, że wszystko zależy od sytuacji i bardzo wielu najróżniejszych, złożonych czynników - trudno tak to "na sucho" rozpatrywać i generalnie temat do lekkich nie należy...
OdpowiedzUsuńOddalam swoje komórki. Zdecydowałam o tym w dniu punkcji.Nie wiem, czy będą wykorzystane. Podjęliśmy decyzję razem. Mąż nie miał nic przeciwko. Mną kierowała myśl, że skoro mogę pomoc komuś, kto ma jeszcze gorzej niż ją w tym momencie, to to zrobię. Powiem tak: dopiero w piekle czujesz gorąco.... wcześniej nie przyszłoby mi takie rozważanie do głowy.
OdpowiedzUsuńJestem naznaczona przez niepłodność, swoje dziecko kochałam już...przed poczęciem. Problem z oddaniem naszych zarodków jest jedną z ważniejszych kwestii z powodu, której odrzucam in vitro, mimo, że marzę o drugim dziecku a to co pomogło przy pierwszym zawiodło. Z tej mojej komórki może przecież powstać dziecko, w którym będzie tyle samo mnie co w moim synu...Ciężko byłoby mi żyć z myślą, że gdzieśtam może być, żyć beze mnie, moje geny, rodzeństwo mojego dziecka...
OdpowiedzUsuńI chociaż może to egoistyczne, w drugą stronę nie miałabym z tym problemu...Wykorzyatałabym to przed "zwykłą" adopcją. Ciąża, poród to niezwykłe przeżycia, cieszę się że było mi dane ich doświadczyć i życzę tego każdej pragnącej dziecka kobiecie. Ponadto z takiej adopcji nie trzeba się nikomu tłumaczyć, dziecko od początku jest z rodzicami...
Dziś mówię, że na pewno nie, ale niepłodność zmusza do przesuwania granic. To nie jest równa walka. Myślę, że mogłabym oddać komórki, ale dopiero, kiedy my doczekamy się dziecka/dzieci. Ja już wiem jak to boli, więc jeśli mogłabym komuś pomóc to bym to zrobiła, ale jeszcze nie teraz, a potem będzie za późno, starych komórek nikt nie chce. Takie gdybanie...
OdpowiedzUsuńJa chyba nie miałabym problemu ani z adopcja ani z oddaniem. Ale tyle wiemy o sobie ...moim największym dylematem jest fakt, że świat jest bardzo mały i przecież mogą się poznać i np. Pokochać ludzie z tymi samymi genami. Takie same dylematy mam odnośnie adopcji zarodków. Pewnie to niemądre ale mam taką małą obsesję na tym punkcie.
OdpowiedzUsuńJa póki mam swoje komórki jajowe nie myślę o adopcji...
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie tego, a tym bardziej przekazania moich dla kogoś...
Może moje myślenie zmieni się po zajściu w ciążę i urodzeniu upragnionych dzieci.
Póki co jestem na nie...
Ale jak wiadomo punkt widzenia zmienia się...
Być może jak wyczerpię własną rezerwę jajnikową będę potrzebowała czyjejś komórki jajowej i wtedy może zmieni sim moje myślenie...
mam niskie amh, albo skrajnie niskie. Jesteśmy z mężem przygotowani na adopcję komórki od innej dawczyni. Stoje więc po drugiej stronie. Po tej, gdzie moje macierzyństwo będzie zależało od kobiety która się na to zgodzi. Dziękuje w imieniu kazdej kobiety która została mama dzięki adopcji :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPo punkcji dwa lata temu lekarz zaprosił mnie i męża do gabinetu. Mieliśmy więcej komórek, niż mogliśmy zapłodnić w programie rządowym. Lekarz zapytał, co zrobić z "nadwyżką". Byłam jeszcze oszołomiona po narkozie, ale od razu jednogłosnie powiedzielśmy, że odddajemy je do adopcji potrzebującym parom.
OdpowiedzUsuńWtedy lekarz grzebnął w papierach i mówi do mnie:
- Pani ma endometriozę. Nie można oddać takich komórek do adopcji.
Momentalnie "wytrzeźwialam". Zawsze wiedziałam, że w takim przypadku oddam komuś potrzebującemu komórki, a chwilę po narkozie okazało się, że muszę decydować o ich przyszłości od nowa.
Zapytałam, co mogę w takim razie zrobić. Lekarz wyjaśnił, że albo je zamrozić albo oddać do badań. Nie widziałam potrzeby mrożenia, bo na tamten moment wierzyłam, że i tak będę miała sześcioro dzieci. Oddaliśmy je do celów naukowych.
Ale...
Byłabym szczęśliwsza, gdybym mogła mieć nadzieję, że ta komórka dała komus zycie. Bardzo chciałam, żeby dała komuś życie...
Jestem całym sercem za adopcją komórek. Za wszystkim, co pozwoli nam mieć dzieci.