poniedziałek, 21 września 2015

Rok temu - wspomnienia

Sierpień 2014. Monika, moja przyjaciółka. Jest właścicielką cukierni na Kazimierzu. Zawsze zabiegana, matka dwójki dzieci. Wpadła do mnie, późnym wieczorem, ze spóźnionymi życzeniami urodzinowymi z małym torcikiem. Posiedziała chwilkę. Odprowadzając ją do auta,  rozgadałyśmy się, jak zawsze. Usiadłyśmy przed blokiem na chodach, robiąc przerwę na papieroska. Pamiętam, wtedy czekałam na wyniki mojego leczenia, jak się później okazało bezskutecznego. Opowiadałam jej jak serdecznie dość mam tych monitoringów, leków i tego wszystkiego co związane z moim leczeniem. Rozmawiałyśmy że może powinnam zrezygnować z tego wszystkiego i skupić się na adopcji, albo definitywnie zakończyć wszystko i skupić się np. na pracy. Powiedziała do mnie wtedy: 'Anka, spokojnie mówię ci, widziałam sen spacerujesz ze swoim synkiem. Mały ładny chłopczyk z kręconymi włosami' ... tiaaaa.
W połowie sierpnia wyjeżdżałam do Mamy, która była po wypadku, rozerwane płuco, ręka w gipsie, wstrząs mózgu. Ustaliliśmy z Doktorem, że jeśli dostane miesiączkę, to tym razem biorę Femare, a nie Aromek. Lepiej reagowałam na Femarę. Nie wykupiłam recepty. Przed wyjazdem nie było mi po drodzy do apteki w której Femare można kupić na sztuki. Miałam jeszcze trochę Aromka, spakowałam ze sobą. Wyleciałam.


Wracałam początkiem września, z problemami żołądkowymi. Naszpikowana lekami, kroplówką wszystkim by dojechać i nie przekładać biletu na później. Wymiotowałam dalej niż widziałam, ale twardo upierałam się że lecę. Mam dwóch braci (dotychczas chwaliłam się tylko jednym), obaj są lekarzami. Jeden kardiolog, starszy.
Drugi chirurg, młodszy (w trakcie specjalizacji nie zgadniecie jakiej). Obaj z powołania. Kochani chłopaki. Ja nie byłam tak zdolna jak oni.Wróć ...pamiętam, wtedy dzień przed powrotem, skończyłam brać Aromek. Myślę, że mój żołądek 'francuski piesek' już miał dość tej chemii, zbuntował się. Obiecałam sobie, że zrobię przerwę by trochę podreperować zdrowie. Wróciłam, zapisałam się do gastrologa. Poszłam też na monitoring, nawet urósł jakiś pęcherzyk, kolejny monitoring w piątek., niedziele ...
19 września, za namową Asi z 'Projekt szczęście' odrywam się od biurka i lecę zrobić badania BetaHCG, niechętnie. Jak by nie to że diagnostykę otworzyli 'pod nosem' nie poszłabym wcale, wiadomo wynik 1 nie muszę mieć na piśmie. Pani w diagnostyce, dobrze już mnie zna, pobierając krew mówi: 'będę trzymać kciuki by już tym razem na pewno się udało i postaram się zrobić wynik na cito'. W pracy po dwóch godzinach nic innego nie robiłam jak tylko odświeżałam stronę diagnostyki. Jest! Beta 13,47.  Złapałam telefon wybiegając na korytarz. Dzwonie do męża i szeptem do niego mówię 'Jestem w ciąży'. 
21 września wynik Bety 46. 
Emocje są jak dzikie konie!

7 komentarzy:

  1. no a teraz lok na głowie rośnie:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem tu nowa, chciałam się przywitać:) Ileż razy ja słyszałam, przyjaciółki które śniły o moich dzieciach, miały przeczucia, bociany nad nimi i nade mną latały, tyyyle znaków i nic:/ Ale jak widać, trzeba poczekać na ten właściwy znak:) Gratuluję, że się w końcu udało:) Życzę duuuuużo zdrowia!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite.... tych chwil się nie zapomina. Pozdrawiam Ela
    ps. jak się czuje Synuś?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś zawsze tak wychodzi że ciąża pojawia się znienacka, w czasie gdy się tego zupełnie nie spodziewamy..u nas też tak było :-) Pozdrawiam Was i ZDROWIA!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Za rok o tej porze wspomnienia będą równie piękne - jak tulisz Synka w ramionach.Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  6. No i sen przyjaciółki okazał się proroczy :) Czasami warto przejść przez wiele kiepskich, dołujących chwil, żeby potem móc cieszyć się takim prawdziwym, niczym niezakłóconym szczęściem :)

    A jak Synuś po zabiegu? Czekam na dalszy ciąg historii z poprzedniego wpisu.Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończyło :*

    OdpowiedzUsuń