niedziela, 23 października 2016

#nieplodnosciniewidac Niepłodności nie widać


Wczoraj odbyło się pierwsze wyjazdowe spotkanie kampanii Niepłodność nie widać #nieplodnosciniewidac, w Krakowie. Byłam. Bardzo dziękuję Redakcji za cierpliwość i zaproszenie! Tak bardzo chciałam być. Kameralnie, dziewczyny Jolanta, Magdalena, Dorota i Tomek z redakcji 'Chcemy Być Rodzicami', embriolog Marta i manager Małgorzata kliniki Macierzyństwo i My (Kasia, Ania, Klaudia i Ja). Czułam się doskonale w tym towarzystwie. Poruszyliśmy mnóstwo istotnych spraw jak dla personelu kliniki, tak i dla pacjenta. Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy o niepłodności i nie tylko. Był tylko jeden minus - czas, tak szybko leciał.
Niepłodność jest obok nas, doskonale znam temat, przerabiałam, wiem. Niepłodność to choroba i fizyczna i emocjonalna, stąd tabu, stąd tak ciężko o tym mówić, rozmawiać, słuchać. 
Tam wśród nich można się naładować, tak też zrobiłam. Ruszam  z kampanią, niosę dalej. 
To jest wielka rzecz, odczarowujemy niepłodność, obnażamy temat, puszczamy go w świat. Słuchajcie, czytajcie, mówcie, zbierajcie wiedze, o tym warto rozmawiać, warto się otwierać, warto pomagać.  
Niepłodności nie widać! 

 cdn

wtorek, 24 maja 2016

Nasz mały chłopczyk

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć, obudziłam się rano przed 8, wypoczęta. Siedzie w salonie słyszę drepcze mąż
'a ty co wstałaś o 8 żeby sobie pazury zmywać, z lakierem nie da się spać?'
Nie ... muszę zmyć, czerwony kolor nie wolno, muszą być bez. 
A gdzie idziesz? 
Urodzę dziś
Można tak sobie zaplanować? przecież mamy 26 iść
Nie można.

Na końcu ciąży często pytałam Doktora, czy będę wiedzieć że to dziś, już, teraz. Zawsze mówił: 'nie przegapi Pani'. Tak się stało. Wstałam rano i byłam pewna że to jest ten dzień, dzien w którym urodzi się nasz Syn. 
Wstałam rano, zmyłam pazury, wzięłam kąpiel. Nic nie jadłam. Nie bałam się. Byłam spokojna. Czułam skurcze. Liczyłam. Co 13 min. Miedzy czasie można coś zrobić. Nie są mocne, słabe. Zaplanowałam że koło 11 zadzwonię do Doktora,zawsze mnie pocieszał że zdąży dojechać, że to nie dzieje się szybko (w przypadku pierwszego porodu, tym bardziej mojego porodu). Jest 11, mąż trochę panikuje, nie mam wydrukowanych badań z wczoraj, a pasowało by ze sobą mieć, nie mamy drukarki więc leci do kolegi wydrukować. Dzwonie do Doktora, nie odbiera, nie panikuje, umowa była że jeśli nie odbierze, dzwonić na recepcje w ciągu dnia, w nocy odbierze (jestem pewna że w nocy mój Doktor nie śpi i przypuszczam że ładuje się od pacjentek). Dzwonie,  odbiera Iwonka:
Dobry
Dobry
Doktor jest? 
Jest
Gdzie?
na transferze
Super, proszę mu przekazać że ja mam skurcze już co 10 min, ale nie są mocne. 
Przekażę. 
Pa, pa

Trzymamy się planu. Zadzwoniłam do Mamy na skyjpaju. 
Cześć
Cześć
Co tam? 
Nic, tak sobie dzwonie. Jadę na 13 do szpitala. Będęęęęęęęę uuuuuuuffffff dziś rodzić, właśnie złapał mnie skurczy byk. 
O Boże, jak to dziś aaaa oooo uuuu
Nie panikuj, wszystko ok, jestem spokojna. 
Pa, pa

13:00 pakujemy się do auta. Jedziemy. Fajnie. Trochę średnia pogoda. Sukienka, płaszcz. Piszę smsa do Doktora, jadę do szpitala. Odp.: ok. (Zawszę pisze krótkie smsy. Lekarze tak mają, ani cześć ani spadaj. Mój brat, lekarz, to samo. Śmieję się z niego że jemu operator liczy jeden sms = jedna literka stąd takie krótkie). Wchodzę na odział. 
Dobry 
Dobry
Skurcze mam. Planowaną mam na 26 ale dziś jest dobry dzień i widzę że nie ma tłoku.
Ok
Zaraz podłączmy do KTG. 

Tak też uczynili. Leżałam pół godziny, wtedy złapał mnie skurczy właściwy. Widziałam orła cień. Nie był straszny. Nawet się ucieszyłam. Ja na miejscu. Doktor powiadomiony. Syn śpieszy się na świat. Piękny dzień. 
Biorą mnie na odział, badania. Zastanawiam się czemu w szpitalach, w gabinecie są krzesła zwane przeze mnie Rakiety, a nie ma nawet parawaniku/krzesełka by odłożyć swoje reformy (Ujastek, Radygiera, Kopernika). Pan Miś (tak go nazwałam że względu na jego wzrost/figurę/wagę, odpowiadając mojemu Doktorkowi na pytanie kto mnie badał) delikatny nie jest, bliżej mu do drwala nić do ginekologa. Poszarpał poszarpał i stwierdził że szyjkę mam zerową. Co akurat mnie nie zdziwiło bo ona już była zerowa od ponad dwóch tygodni. 
Usg było śmieszne. Badało dwóch. Miś i Don Kichot (wysoki/chudy/smętny) posmyrali głowicą stwierdzili że wód płodowych mam 7,2 ... słucham ich słucham i mówię że to nie możliwe Panowie bo ja od 32 tygodnia mam niskie AFI. Brwi im zbiegły się jak u Tadżyckich kobiet do kupy i coś zaczęli na nowo wróżyć nad moim brzuchem.... kręcą kręcą nagle AFI 4,5 czyli poniżej normy. Nie zależało mi na ich opinii, badaniach, ważna była dla mnie obecność mojego Doktora. Godzina była 15. Rozmawiam ze swoim Doktorem, zdaje mu relacje co i jak. Po drodze zdążyłam zaliczyć szpitalny bar, w którym zjadłam 3 pierogi.  Miś mnie straszy... raz że dziś cc, następnym razem ze planowo... podłączają drugi raz KTG, jeszcze raz badanie. 
Cały czas jestem na telefonie ze swoim Doktorem. Rozmawiamy:
Coś Pani jadła 
Jadłam, mówili że nic dziś nie będzie, to zjadłam trochę
Jak długo temu 
14? 15?
Ok to CC kolo 20
Pije Pani
Tak, właśnie pije 
To jak przyjdzie anestezjolog proszę mu powiedzieć że pani już dawno nie pije, i nie pić. 
Doktorze, co Pan robi, biegnie? 
Tak, biegam, właśnie biegnę, wezmę prysznic i jadę do Pani, będę kolo 20. Zadzwonię żeby wszystko przygotowali. 

Dzwonie do męża który w tym czasie skoczył do domu, żeby na 19 był. 
Kolo 19 przenoszą mnie na porodówkę. 
Klimat wesoły, śmiejemy się z mężem, wygłupiamy się jak dwa głupki. Kiedy są skurcze mniej wesoło ale klimat kabaretowy. Podłączają kroplówki. Tadam... zagląda mój Doktor. Dzień Dobry, Dobry, jestem, ja też... to co zaczynamy? Jestem gotowa! 
20:20 biorą mnie na sale. Pakują znieczulenie. Wszystko mnie pytają się jak się czuje. Odpowiadam że jestem spokojna i że niczego się nie boje. Zaczynamy.  Mąż ze mną.
20:42 mój wspaniały Doktor pokazuje Syna. Pani Aniu Syn. Anestezjolog krzyczy 20:42. 


Pamiętam każdą sekundę dnia w którym przyszedłeś na świat. Każde słowo, zapach, smak. Od tego dnia zmieniło się cale moje życie. Jesteś przy mnie. Jesteś moim sercem, duszą, ciałem. 
24/05/2015 20:42 Wszystkiego najlepszego Synku! 

sobota, 23 kwietnia 2016

poza-ustrojowe

Dziękuję za maile i komentarze pod ostatnim postem. 
Dziś napiszę o sprawie, która od mniej więcej dwóch tygodniu męczy mnie od środka. Chcę się nią podzielić. Jest szansa że nie czytają 'nieplodnoscwkrakowie' a zatem nie będą źli. Nawet jeśli, liczę, że poznają zdanie innych i przemyślą wszystkie za i przeciw.  
Popieram in vitro, znam dużo par co próbowali, co są w ciąży, co już urodzili i te pary którym jeszcze się nie udało. Pary które świadomie zrezygnowali z kolejnych prób i te które świadomie nie przystąpili. Wszystkim kibicowałam, kibicuję i kibicować będę. Muszę szczerze przyznać się, tu liczę, że się nie uda. 
Pewna para z niewysokim AMH dostała się do programu rządowego. Są pacjentami klinik w której ja się leczyłam. W związku z tym że program się kończy podchodzą do ostatniej stymulacji. Parze bliżej już do 40 niż do 30. W ostatnim czasie relacje między Nim a Nią bardzo się pogorszyły, związek nie przetrwał, para się rozstała. Nie będą już razem. Nie będą już razem, nie mniej jednak zdecydowali że przystąpią do ostatniej procedury IVF. Nie umiem powiedzieć czemu się na to decydują, że jest finansowana? że chęć bycie rodzicem jest silniejsza? Różnie życie się układa. Każde z nich będzie doskonałym rodzicem. Z ogromną wrażliwością i dużą dozą empatii, do bezwarunkowego pragnienia rodzicielstwa, nie umiem zająć żadnej pozycji niż po stronie dobra dziecka. Czy to jest pojedynczy przypadek? Może w niepłodności pary decydują się na bycie razem dla starań teraz, a nie kiedy znajdą nowego/odpowiedniego partnera/partnerkę za parę lat. Zegar tyka. Chore? Rzeczywistość? Jakoś to będzie?
Źródło:http://mamdziecko.interia.pl/ciaza/news-nieplodnosc-to-nie-koniec,nId,1575736

wtorek, 22 marca 2016

Komórka j

Wszyscy co tutaj zaglądają, celowo bądź przypadkiem, proszę o Waszą szczerą opinie na temat adopcji komórek jajowych. Ustawa o leczeniu niepłodności określa oznaczenia biorczyni, dawstwa itd., więc jest to już prawnie regulowane. Nie znam ani jednej biorczyni, natomiast znam kilka osób, które oddali swoje komórki do adopcji. Bardzo ich za to podziwiam. 
Pytanie zadaje nie przypadkowo. Jeśli chodzi o moją opinie, brak by mi było odwagi oddać swoją komórkę jajową. Nie poradziłabym sobie z myślą że gdzieś może biegać w połowie moje dziecko.  Byłabym ciekawa co się z nimi stało, kto dostał itd. Nie wiem czy można w tych kategoriach ten wątek rozpatrywać. Czy bym odważyła się skorzystać z czyjeś komórek? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. A co Wy sądzicie?
Źródło: internet

czwartek, 3 marca 2016

Luty - blog

W lutym minęło dwa lata odkąd w sieci jest kawałek mnie. Poznałam mnóstwo fantastycznych osób, już przyjaciół. Kiedy poznawałyśmy się łączyła nas - niepłodność, ale nie zawsze wszystkie możliwe rozmowy, maile, smsy, spotkania kończyły się na rozmowach o niepłodności. Przecież my oprócz 'być w ciąży' mamy inne zainteresowania i pasje. Kiedy zakładałam bloga chciałam żeby nikt tyle nie czekał i tyle nie szukał. Te kilka lat mojej diagnostyki można było zredukować do kilku miesięcy, a później przy opiece dobrego lekarza, na którego trafiłam, resztę czasu zredukować do minimum. Może by to trwało trzy lata a nie sześć. 
Długo nie mogłam się zdecydować czy podawanie w nazwie 'Kraków' jest właściwym. Będąc na studiach doktoranckich (nie otworzyłam przewód jeśli kogoś to interesuje), nasi profesorowie, zawsze walczyli o precyzyjny tekst np. 'nie wszystkie województwa Państwa'  tylko 'wszystkie szesnaście województw Państwa Polskiego' może dzięki temu prace też mieliśmy dłuższe. Mieszkam w Krakowie, a zatem wyraźnie zarysowałam teren, po którym przez te lata biegałam od drzwi do drzwi w poszukiwaniu specjalisty. 
Czy jestem z Krakowa? O tym też nigdy nie pisałam. Z pewnością część zauważyła błędy które bezustannie robię, zdarzyło się nawet mnie poprawić. Może to jest dobry moment żeby napisać, że mieszkam w Krakowie, ale jestem zupełnie z innego świata ( i tu niech pozostanę nadał anonimowa)
Może nie wiele razy pisałam na 100% to co chciałam napisać, filtrowałam informacje. Otóż pewnego dnia w pracy będąc zalogowana na blogowym mailu, wysłałam nieświadomie prośbę o zaproszenie do pewnej tabeli użytkowników. Uuuffff jak byłam na siebie zła. Dobrze że kolega, który był administratorem tej grupy, jest bardzo wyrozumiały (liczę na to) i od razu zaproszenie usunął. Wtedy dość długo nic nie pisałam, biłam się z myślami czy zamknąć czy zablokować bloga. Doszłam do wniosku że zostawię tak jak jest, ewentualnie treść będzie nieco zdystansowana. Bądź co bądź decydując się na bloga, trzeba być świadomym że prędzej czy później grono znajomych osób na niego natrafią albo się o nim dowiedzą. Nawet jak jesteś bardzo anonimowy zweryfikuje cię ewentualnie po treści. A druga sprawa, rzadko pisałam co czuje. Może przez to treść jest nieco nudna, same suche fakty. Jak mówiła moja teściowa: "Ania jesteś taka skryta, nic nie opowiadasz (chodziło jej o leczenie, bądź gdzie leży problem)", po pierwsze nie widzę powodu by się przed nią otwierać, a po drugie uznaje zasadę 'wszystko co powiesz może być użyte przeciwko tobie' i w związku Ania - Teściowa, to się doskonale sprawdza. Przez czas, kiedy skończyłam pisać o tym co czuje, wiele się zmieniło, wiele się wydarzyło. Kolega zmienił prace, ja dojrzałam by się dzielić nie tylko faktami lecz przemyśleniami. 

czwartek, 11 lutego 2016

Ankieta

Pare dni temu napisała do mnie Marta, studentka psychologii, która zbiera materiał do pracy magisterskiej. Umieszczam jej prośbę, może ktoś z nas będzie chętny wesprzeć ją w badaniach.

"Witam jestem studentką V roku psychologii. Piszę pracę magisterską na temat niepłodnych małżeństw a mianowicie ich subiektywnej oceny jakości oraz więzi małżeńskich. Aktualnie poszukuje grupy badawczej. Moje badania są całkowicie anonimowe, a dane zbierane są wyłącznie w celach badawczych. Dlatego prosiłabym chętne małżeństwa o wypełnienie poniższej ankiety."
 

sobota, 23 stycznia 2016

8 level

Kładąc się spać myślę, że w czasie jutrzejszej drzemki napiszę małe info co u nas. Rano plan się zmienia, mały zamyka oczy a ja wpadam w szal domowych zajęć i jak tylko otwieram  komputer Bartosz otwiera oczka. Problem jest taki, że nie wyrabiam się z zaplanowanymi zajęciami, nie wiem czy to normalne. Jak by dzień trwał dłużej, noc wolniej, to bym się zmieściła ze wszystkim w jednej dobie. 
Co u nas: 
Rozszerzamy dietę, ciągle o nowe rzeczy. Poszłam metodą tradycyjną. Złapaliśmy kilka wysypek pokarmowych. Właściwie od początku rozszerzania miał jakieś mniejsze bądź większe wysypki. Ja zrezygnowałam z całego nabiału, na początku myślałam że może ma nietolerancje  laktozy, teraz myślę/badam czy nie jest to skaza białkowa. Dostał jogurcik naturalny dla dzieci parę łyżek i znowu mam biedronkę w domu. Już go krochmaliłam, Fenistiłam, Pimafukortiłam, różnomaściłam i g to daję. W naszym wypadku dieta i czas leczy wysypki. Zaczęliśmy w 6m smakową przygodę, z małymi przerwami ze względu na wysypki. Raz odstawialiśmy raz włączaliśmy po kolei nowości. Teraz kupuje w eko sklepie warzywa i gotuje mu sama. Owoce lecimy słoiczkami. Kaszki bez mleczne, mleczne różnych firm jaglane, kukurydziane różniane żadna mu niesmakujące. Musi mieć naprawdę ochotę zjeść parę łyżek. Mieliśmy też problemy brzuszkowi. Braliśmy dicoflor, laximed. Braliśmy to na wyrost powiedziane, polowe lądowało poza buzią. Dopiero wychodzimy z tego. 
Spacerujemy ostatnio nie wiele. Smok Krakowski już tak nie straszy, jak SMOG. 
Po świętach Bartosz zaczął siedzieć sam, bez poduszek. Mamy 5 zębów. Idą jak szalone.  Słabo śpi, nie zawsze ma apetyt. Mówi mama, gaga, baba, kaka, amń-amń. I kupę śmiechu robimy na nocnik. Uwielbia kapcie, skarpety. Swoje lubi ściągać:) 
Coraz częściej słyszę że mamy ładną córeczkę. 
Lecę.