W tym tygodniu dwie
moje koleżanki urodziły wspaniałych bobasów. Leo (przez cesarkę na Ujastku) i Natalia (naturalnie
w Siemirackim) dzieciaki i ich mamy czują się wspaniale!!! HURAAAA!!!
Narodziny dzieci są
przeżyciem nie do opisania! ‘Rodziłam’ półtora roku temu z moją 'siostrą' to był jej drugi poród, mąż bał się i trochę nie chciał
uczestniczyć. Mężczyznom miękną kolana na widok rodzącej kobiety, tym oto
sposobem zostałam nominowana jako osoba towarzysząca przy porodzie.
Historia była taka:
Jeszcze w trakcie ciąży poprosili mnie
na matkę chrzęsną, co było dla mnie ogromnym zaszczytem (i trochę spodziewanym).
Byłyśmy też razem na usg na końcówce ciąży. Sierpień wieczór, telefon: „Jedziemy”. Ja w minutę pakuje się do auta razem z mężem,
lecimy rodzić, oczywiście ja byłam pierwsza w szpitalu niż oni. Stoję, nie nie stoję
skacze na parkingu z radości że to już, mąż
siedzi w aucie i się ze mnie zbija. Przyjechali,
ona wytoczyła się z auta, idziemy co
chwile stoimy bo skurcze. Po 10 minutach przyjęli nas na odział dostaliśmy
sale, fajna - piłeczki, drabinki, wanna, różne bajery szmajery. Dojechała też jej położna, świetna babeczka. Zaaplikowali jej podstawowe procedury łazienkowe, po 15minutach kładzie się na krzesło, podłączają KTG.
Skurczy byki coraz mocniejsze, ja nie wiem jak się zachowywać, robię masaż, próbuję
zagadywać, mąż Ewy jest z nami. Za
chwile mała prosi o znieczulenie na co położna: „Chyba patelnia w łeb” odpowiada, za późno.
Akcja: wpada cala
ekipa porodowa, pyta się kto zostaje do
porodu, mąż wychodzi za drzwi, zostajemy ja położna, druga położna i jeszcze nie
pamiętam ile osób, mała przejmuje pozycje porodową i zaczynamy! Parcie bach
jest główka, położna obraca główkę o 180 stopni, ja trzymam jedną nogę wspieram
Ewkę „…dawaj dawaj…”, parcie Bach jest
cały, wyskoczył jak rakieta! Zamianka z mężem bo on przecież ma ciąć pępowinę ….
Po 15 minutach wchodzę, Ewcia już pod prysznicem, ekipa się zwija. Bobas
zadowolony leży w łóżeczku podgrzewanym. Po myciu kładzie się karmić dzieciaczka.
Ewcia jest stworzona
by rodzić dzieci, robi to błyskawicznie i perfekcyjnie!
Wcale się nie bałam jej porodu. Nie było to ani obrzydliwe, ani straszne. Wróciłam do domu po
2 godzinach. Byłam tak szczęśliwa że przez pół nocy nie mogłam usnąć,
opowiadałam mężowi jaki to jest cud, jakie to jest przeżycie, skakałam z radości, banan na twarzy
miałam jeszcze przez tydzień.
To było szczęście przywitać
maluszka na świecie, mojego chrześniaka - Pawełka!!!