wtorek, 4 lutego 2014

Prawdziwe życie cz.II



przesuwamy laparoskopie o tydzień. 
Rano z mężem pojawiamy się w szpitalu. Stoimy, czekamy na rozwój wydarzeń. Godzina, druga  w końcu zostaje sama, bo mąż musi biec do pracy. Pojawia się w kolejce parka: On - napakowany wesołek, dalej Paker, Ona - zestresowana Paniusia w futerku i dzinsikach, wyglądała pięknie! Czas mija jest fajnie przynajmniej jest na kogo patrzeć, kierują nas do przyjęcia na odział i tu się zaczyna...
      ...stoję sobie w kolejce, kopie teczkę o ile się przesuwa na przód kolejka, za mną ta parka, zarejestrowałam się trzeba było jeszcze wejść w jeden gabinet podpisać papierki i 'go' na górę na odział. Pomijam fakt  że zanim ja trafiłam na odział Parka już się na nim rozgościła. Trochę zamieszania, przyjęli więcej niż jest miejsc, ale rachu ciachu i się miejsca znalazły.  Gdzie ja trafiam?  otóż oczywiście do pokoju, w którym jest już znienawidzona zaocznie przeze mnie Paniusia, która była za mną, a jest już przede mną. Wchodzę do pokoju, z myślą ostatnio było średnio fajnie, ale grunt to nastawienie. Weszłam poznałam dziewczyny. Było nas 4: Ja, Paniusia, Czarnulka i 36. Jak to z rana, dużo badań. Poznajemy się, każda opowiada swoją historie i po co tu jest, i po co się tu znalazła – u wszystkich 4 jeden cel - ciąża. Ja i Paniusia na laparoskopie, dziewczyny na diagnostykę. Pobyt do laparoskopii wspominam bardzo wesoło. Towarzystwo kapitalne! Paniusia okazała się równą babką i od teraz nazwie ją Malinka, a Czarnulka to jeszcze ta kabareciara. Do dziś się przyjaźnimy całymi rodzinami, odwiedzamy, piszemy smsy! To są moje mentorki, to są osoby z którymi można pogadać o niepłodności, miesiączkach, śluzach, badaniach, testach i nie tylko. Każda z nas leczy się u innego lekarza. Kiedy się spotykamy, my gadamy o leczeniu, chłopaki o motoryzacji:)
Laparoskopia - to co piszą w sieci o zabiegu, albo to co czytałam przed zabiegiem to jakieś brednie w porównaniu z tym, jak to wygląda naprawdę. Dzień przed obiad tylko zupa, woda tylko do 19, później już nic. Lewatywka na wieczór + tabletki przeczyszczające, wywiad z anestezjologiem. Rano o 5 czy 6, kolejna lewatywka, prysznic i przed tym jak się odział obudził, zabrali mnie na blok. Humor dopisuje, stresik mały jest. W bloku przed podłączyli mnie do kroplówki, zaaplikowali jakieś zastrzyki. Za chwile zabrali mnie na operacje przełożyli z łózka do łózka i się wyłączyłam. Operował mnie mój lekarz. Obudziłam się podłączona pod kroplówką, po południu przewieźli mnie na odział s powrotem. Czuje się całkiem spoko bo znieczulenie działa. Czarnulke i 36 między czasie wypisali, a Malinkę operowali na drugą dobę po mnie. Resztę dnia przeleżałam. Na drugi dzień ściągnęli cewnik i rano pielęgniarka zaleciła mi wstawać. Fajna kobieta, powolutku mnie podniosła, posadziła, pomogła mi się przebrać już w swoje ciuszki, zmieniła opatrunki, pomogła się obmyć. Było jako tako, kręciło mi się we łbie, chciałam trafić najszybciej do łóżeczka. 
 Na trzeci dzień po operacji, jak zabrali moją towarzyszkę Malinkę na zabieg, postanowili pod nieobecność mojego doktora, mnie wypisać, zresztą zbliżał się weekend. Ja już śmigałam po oddziale żółwim krokiem więc mogłam iść do domu. Za dwa dni przyjechałam na kontrole. Oczywiście odwiedziłam Malinkę, wtedy ona była nie Malinką a Herosem, miała mega zrosty więc operacja jej była bardziej skomplikowana od mojej, było mniej wesoło.
Dostałam l4 na 10 dni czy jakoś tak, żeby się zagoić w domu na spokojnie, po drodze miałam też gorączkę. Generalnie ten kto mówi że po laparoskopii drożności jajowodów, wstaje i ‘nadaje na tych samych obrotach’ – kłamie. Ja byłam spowolniona jeszcze przez co najmniej 2 tygodnie. Malinka dostała zwolnienie na 3.                                                                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz