niedziela, 24 sierpnia 2014

Kiedy

początkiem tygodnia poprosiłam męża napisać o - 'no a wy kiedy' wyszło tak:

"Wspomniałem w poprzednim poście o jakimś planie na życie, że chcemy mieć mieszkanie (w dużym mieście) dom pod miastem (dojazdy dobijają) albo po prostu jakieś swoje miejsce. Do tego praca, kasa no i może jak już się uspokoi to dzieci. No tak Ja myślałem, że dzieci to same się na świat pchają, więc trzeba się zabezpieczać by ich nie było za szybko. Ale życie to zweryfikowało i teraz gdy przybywa lat to chcemy dzieci. No ale jak sobie z tym radzić jeśli tych dzieci jakoś z różnego powodu nie ma, jeśli w towarzystwie przyjaciół są osoby które narzekają że jeszcze dobrze jedno dziecko nie podrosło, a Ja już jestem w drugim w ciąży. 
Zródło: z internetu
No i znowu pieluchy, karmienie piersią i nawet piwa się nie można napić. 
Ja takie kobiety nazywam WIATROPYLNE, po prostu bez zabezpieczeń po max 2 miesiącach są w ciąży. Jak sobie z tym radzić? Jeśli coraz więcej osób z bliskiego grona przyjaciół ma dzieci, jak sobie radzić z pytaniami osób mniej wtajemniczonych (np. w pracy) czy ma Pan/Pani dzieci? Na odpowiedź NIE mówię no to nie ma na co czekać, wie Pan trzeba się zdecydować, nie ma co tego odkładać. Hmmm,  Przecież nie będę opowiadał każdej napotkanej osobie od jakiego czasu próbujemy, od jakiego czasu się staramy, ile na to poświęcamy czasu, siły i zdrowia nie mówiąc o pieniądzach. Jak sobie z tym radzę Ja? Hmmm nie wiem czy sobie jakoś z tym radzę, na pewno uważam, że ślubowałem żonie MIŁOŚĆ, WIERNOŚĆ i UCZCIWOŚĆ MAŁŻEŃSKĄ ORAZ ŻE CIĘ NIE OPUSZCZĘ AŻ DO ŚMIERCI i dlatego z Nią chcę spędzić resztę życia, a nie było mowy o dzieciach i ten temat chciałem troszkę rozwinąć. Bo chyba mamy z żoną inne do tego podejście, a może po prostu tak mają kobiety, bo przecież znane jest Nam określenie instynkt macierzyński co to jest i czy mam go też Ja? Uwierzcie mi każdy mężczyzna myśli o tym jakim byłby tatą, oczywiście jak sobie przypomni co robił w dzieciństwie to zastanawia się czy chce mieć dzieci. Dodam tylko, że byłem taki zdolny, że udało mi się mieć gips na dwóch nogach w tym samym czasie, a więc 2 kostki skręcone lub nogi złamane. Rąk w gipsie na szczęście nie miałem, oczy podbite to miej więcej raz na kwartał. Czy byłem ciężkim dzieckiem? Czy miałem ADHD, nie
Zródło: z internetu
wtedy to się nazywało normalne dziecko, czasem nadpobudliwe. Kończąc ten wątek powiem tak Ja sobie nie raz wyobrażałem , śniłem jakim będę ojcem. Czy będę dobrym ojcem? Hmmm chyba nie Ja to będę mógł ocenić, ale na pewno będę się starał być jak najlepszym ojcem. Czy czekam na to? Czy się przygotowuje? Wydaje mi się, że nie ma recepty na dobrego ojca czy matkę, ale niestety uważam, że mama może mieć inną wizję wychowania dzieci. No ale przecież jesteśmy rodzicami wspólnie, a więc co na to poradzić, nie wiem, ale uważam, że będzie ciężko. A czego się obawiam najbardziej? Chyba przesłodzenia, bo jak nie przesłodzić jak się czeka na dziecko kilka lat i tu wydaje mi się, że kobiety i mężczyźni mają całkowicie inne myślenie. Czemu? Bo Ja ( może i inni mężczyźni też) nie przywiązuję wagi do większości rzeczy, które są ważne dla kobiety. Mnie interesują najważniejsze rzeczy, czy dziecko ma mokro czy nie, ale nie interesuje mnie jakie ma ubranko, wózek czy skarpetki. Ważne żeby było mu ciepło i dobrze. Chyba lekko zboczyłem z tematu.
Wracając do pointy jak sobie radzimy z tym, że inni mają dzieci, że ludzie pytają? Jest coś szczególnie w starszych osobach, które uważają, że wszyscy młodzi zabezpieczają się na maxa by nie mieć dzieci, bo właśnie najpierw dom , mieszkanie, praca i wakacje, a co z tymi co nie mogą mieć dzieci, albo im po prostu coś nie wychodzi? Tego się nie dopuszcza do głowy, dlaczego? Bo kiedyś tego tematu prawie nie było, a jeśli się pojawiał to był bardzo rzadki. 30-40 lat temu wszystko było zaplanowane i to przez Państwo, ludzie chodzili do szkoły, potem pojawiały się dzieci, potem była praca, a mieszkania się dostawało. No wiem zaraz odezwą się głosy, że jestem obrońcą komunizmu, nie, nie jestem, ale wydaje mi się, że było łatwiej. Mieliśmy tylko 2 programy TV, często nie było prądu, a więc co tu robić? A jak już się to dziecko pojawi to jest żłobek, jest przedszkole i nie trzeba się było martwić o miejsce dla swoich dzieci. Jak dzieciaki podrosły, to wypuszczało się je na podwórko i ciężko było dzieciaki zaciągnąć do domu nawet po zmroku. Czy wychowywaliśmy się sami? Mam wrażenie, że tak, czy było Nam łatwiej?  Czy miasta były inne, nie było przemocy, wypadków samochodowych czy innego rodzaju uzależnień, używek itp.?  Temat rzeka na kilka kartek, więc wrócę do wcześniej postawionego pytania jak sobie radzę z tym, że prawie wszyscy najbliżsi przyjaciele mają dzieci? Jak sobie radzę z tym, że każdy pyta o to czemu nie mam jeszcze dzieci, zaczynając od rodziców, a na Pani w sklepie kończąc. Czy jest szansa na utrzymanie przyjaźni z dawnych czasów jeśli w danym gronie jest się jedyną parą bez dzieci? Co o tym sądzicie? Ja sam nie wiem jak to będzie, ale już niestety czuję się troszkę odizolowany. Dlaczego? Bo mimo chodem na wyjazd wakacyjny wszyscy wybierają takie miejsca gdzie wszystko jest przystosowane do rodzin z dziećmi. Nikt nie pojedzie na wakacje pod namiot z malutkimi dziećmi, nikt nie wybierze się na wycieczkę objazdową, czy w góry z malutkimi dziećmi. Wszyscy to rozumiemy, ale efektem jest to, że albo musimy zmienić swoje przyzwyczajenia, albo nie jechać z przyjaciółmi na wakacje. Czy jest szansa na wyjście do kina, teatru czy na kręgle? No chyba nie i tu ścierają się dwie opinie, osoby które mają dzieci zazdroszczą tym co nie mają dzieci, wolnego czasu, możliwości wyjazdu kiedy się chce gdzie wiec chce, a osoby nie mające dzieci zazdroszczą tym drugim DZIECI. Ile to razy słyszałem, Korzystaj puki nie masz dzieci, jak Ja bym chciał/chciała tak mieć jak Ty, jak Wy. A Ja sobie myślę czemu tak jest, czemu Ja chcę czegoś innego? Reasumując życie tak już wygląda, że osoby którym pojawiają się dzieci muszą się zmienić, a to powoduje tak znaczące zmiany w zachowaniu, że osoby nie mające dzieci do tego nie pasują. Przykre ale prawdziwe.


Opowiem Wam jeszcze jedną sytuację, która mnie spotkała, kiedyś wieczorem pod sklepem, przed wejście zaczepił mnie pijak, standardowo nie daję im pieniędzy, ale ten prosił o coś do jedzenia, no to sobie myślę kupie mu coś i wychodząc dam mu coś do jedzenia. Tak też zrobiłem , zobaczyła mnie starsza Pani i zaczęła do mnie mówić. A że to taki dobry człowiek był, że miał rodzinę, ale pił i się stoczył. Mam szacunek dla starszych, więc nie wypadało mi się odwrócić, wsiąść do auta i odjechać, więc stoję i słucham. Chociaż zastanawiam się czemu ta miła (na razie) Pani do mnie mówi. No ale jak już wspomniałem mam szacunek dla starszych więc póki Pani mówi to stoję, nic się nie odzywam i powoli zbliżam się do drzwi auta. A Pani idzie za mną, opowiada o alkoholizmie, o tym że ludzie są tacy źli po alkoholu, potem opowiedziała mi o swojej rodzinie, a raczej o tym, że została już sama na tym świecie bo wszyscy zmarli. No nic nie mówię tylko się wycofuję i wtedy dostaję bardzo mnie dotyczące pytanie czy ma Pan dzieci? No więc zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że ich nie mam, ale myślę sobie, nie daj się wciągnąć w dyskusję bo przecież to starsza osoba. Ale Pani nie odpuszcza no i jak powiedziałem, że nie mam dzieci dostałem 5-6 minutowy wykład o tym, że powinienem już te dzieci mieć, że nie ma na co czekać, że czemu teraz młodzi ludzie myślą tylko o pieniądzach i pracy, a nie ma czasu na dzieci. No więc puls mam tak ok 90 uderzeń na minutę a ciśnienie już na poziomie 150 na 90. Myślę sobie chłopie masz szacunek dla starszych, więc nie palnij czegoś Pani bo będzie jej przykro, no to myślę ok, zadam jej kilka pytań, przecież od kilku lat staramy się o dziecko, to w tym temacie mam wszystko rozkminione. Więc pytam o co Pani chodzi, skąd Pani wie, że Ja nie chcę mieć dzieci, (dodam że to było chwilę po tym jak Nam się nie udało utrzymać ciąży) co Pani o tym wie? Czemu do obcej osoby o której Pani nic nie wie, mówi Pani takie rzeczy, Ja naprawdę miałem ciężkie przejścia w ostatnim czasie, więc dlaczego Pani mówi takie rzeczy do mnie. Pani się troszkę zreflektowała i poszła w kierunku pomocy, no bo może Ja jej potrzebuję, a więc Pani zaczęła coś mówić o, i tu moje zdziwienie, metodach pomocy w tym aby mieć dziecko, myślę sobie no poczekaj co będzie dalej. Po kilku zdaniach padło słowo naprotechnologia, a potem zaraz pojawiło się zdanie tylko niech Pan się nie da tym zabójcom od IN VITRO, Pani dodała jeszcze coś o kościele i nie dałem rady. Mój szacunek dla starszej osoby przegrał z moim charakterem i bardzo drażliwym dla mnie tematem dzieci. W kilku zdaniach bardzo grzecznie powiedziałem Pani co myślę o naprotechnologii, że popieram jeśli mamy zdrowych ludzi, a co w moim przypadku? Co jeśli samo planowanie zgodnie z religią nic nie da bo coś jest nie tak mechanicznie, co jeśli zdarzają się poronienia? Czy naprotechnologia pomoże w przypadku ciąży pozamacicznej, czy no i tu już nie pamiętam, ale Pani się trochę wycofała, bo zaskoczyłem Ją pytaniami, konkretami. Potem dodałem grzecznie, że musze iść do żony bo będzie się martwiła. Pani powiedziała, że i tak będzie się za mnie modlić w swoim kościele, podziękowałem i odjechałem. Czy to zbieg okoliczności, czy może Ja przyciągam jakichś dziwnych ludzi? Czy mam pecha, a może po prostu tak miało być, nie wiem. Wszystko zeszło się w czasie, to dla Nas był bardzo ciężki okres, a Ja akurat trafiłem na taką sytuację.



a to troszkę ode mnie z dzisiejszego dnia 'o dzieciach':
Zródło:gazetae.com


1) Byłam rano w kościele, w moim kościele dzieciństwa, oczywiście wszyscy się znają to nie duża parafia. Po mszy dopadla mnie jedna kobicina Wanda, nie widziala mnie no może ze 2,5 roku, i na dzień dobry pytanie "ile już masz lat, no bo już trzeba urodzić, ileż można, w twoim wieku już powinnaś mieć". Takie komentarze wywolują u mnie dwa stany: płacz lub agresje. Dziś, poprostu nic nie powiedziałam odwróciłam się i poszłam. 
2) życzenia od Cioci: "no dużo zdrowia i zdrowych dzieci", tak bez w sumie zadnej okazji. 
3)"przyjedż do nas jutro, zrobisz badanie na cytomegalowirus rozpiszemy Tobie leczenie, bez wyleczenia nic u Was nie wyjdzie" dodam że mam już to badanie robione i wynik wyszedł dodatni, co w prawie każda osob ma to 'g' dodatnie i tego się nie leczy no ale "każdy ma swoje karaluchy w głowie". Odmówiłam. 
4) Dostałam okresu.  
5) po mszy, ksiądż opowiadał o "nowym domie dla jednego chłopaczka" i przyznam się nieśmiało że 'chyba dorastam'. 

Milego tygodnia. 


ps. jutro idziemy z Mamą na usg a pojutrze do pulmonologa, czuję się ciut lepiej, dziękujęmy za kciuki i dobre słowa!


6 komentarzy:

  1. I oby z Mamą było coraz lepiej.;*
    A Ci ludzie..rację miał ten kto powiedział, że mowa jest srebrem a milczenie złotem.
    Ściskam;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę umiejętności mówienia o tym, ja na takie zaczepki reaguję zaciśniętym gardłem. Nie komentuję, nic nie mówię. Płaczę w środku tylko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpier .. dla wandy:) dobrze, że mężu popisuje, bo przynajmniej jakiś męski punkt widzenia. Zdrowia dla mamy, a tobie słońca. Apropos pkt.5??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. apropos 5, chodzi o adopcje, coraz częściej o tej drodze myślę.

      Usuń
  4. Pytania o dzieci padają najczęściej od obcych ludzi, albo tych których widzimy bardzo rzadko i najczęściej nie mają pojęcia o naszej sytuacji. Jakoś daję radę. Odpowadam krótko nie i staram się nie dopuścić do dalszej dyskusji, a broń Boże słuchania złotych rad.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też mam takich "Wandzi" kilka w swoim otoczeniu i moje reakcje zależą od bardzo wielu czynników, ale już nie płaczę. Najczęściej robię groźną minę z serii "zaraz ci przypier...." i nie odpowiadam zupełnie nic. Ale kilka razy zdarzyło mi się też po prostu spokojnie, rzeczowo wyjaśnić, że właśnie jesteśmy z M.na drodze do adopcji - zdumienie wścibskich osobników po prostu bezcenne ;)

    Dorastasz?!!! Czy ja dobrze rozumiem? :)

    Ściskam mocno i na pewno wszystko będzie dobrze - i z mamą , i we wszelkich innych kwestiach :*

    OdpowiedzUsuń