niedziela, 21 czerwca 2015

Niezwykły dzień oczami mężczyżny cz II

Wołają, wchodzę, żona leży, nie patrzyłem za bardzo jak, bo wszystko przykryte, zostawiony kawałek brzucha i tam już czymś brązowym czy nie wiem czym wszystko obmyte, czy zapaćkane, to chyba coś dezynfekującego. Idę na druga stronę parawanu, tam gdzie żona ma głowę i ręce. Wszystko gra, jakieś kroplówki i inne rzeczy, lampa i żona. Cześć kochanie jak tam? No spoczko, więc działamy, Panie obok w sumie nie wiem ile ich tam było, ale na pewno było 2 lekarzy i chyba 3 Panie. No i Ja stoję, a więc widzę co się tam dzieje z drugiej strony, więc Pani na wszelki wypadek mówi, proszę Ja tu panu dam takie schodki to sobie Pan usiądzie. No więc chwilę stałem potem siadłem, ale cos tam chłopaki już rozcięli, no i działają. W sumie trochę widzę, ale chyba wole nie patrzeć. Żona ok, Pani doktor podchodzi i mówi a co się Pani tak tam wpatruje, a żona a bo Ja tu w lampie wszystko widzę, no i Pani Doktor mówi nie no te pacjentki to są straszne, tak nie może być, niech mi Pani uwierzy lepiej tego nie oglądać, no i przestawiła lampę. A Ja se czasem tam zaglądam ukradkiem, ale jakoś mój mózg tego nie ogarnia, więc skupiam się na rozmowie z żona i Panią doktor. Co jakiś czas lekarze pytają czy wszystko OK, jak ciśnienie itp. Odpowiedź na szczęście zawsze jest pozytywna. Pani Doktor mówi, teraz Panią trochę będą szarpali, bo wie Pani to tak już jest. No i po jakimś czasie, słychać płacz, jest, lekarz podnosi synka, Ja go widzę, żona też, no i kurde nie mam aparatu, Pani doktor się pyta nie robi pan zdjęć? Ja w szoku mówię nie mam czym, bo w tym uniformie nie ma kieszeni i nie wiedziałem czy można brać aparat, zarazki itp. wie Pani. No i Pani doktor wyciąga komórkę (sprytna musiała mieć inny uniform) i mówi niech Pan pstryka, w tym momencie dziecko już leżało obok mamy, taki siny, malutki brudny człowiek. Lekarz mówi godzina 20:42 i się uśmiecha.  Mam komórkę, zrobiłem kilka zdjęć. Pani Doktor mówi niech mi Pan poda maile to Panu wyślę, ale w tym samym momencie inne Panie wołają proszę może Pan pójdzie z nami na ważenie? No to idę Panie zabierają synka do mycia słyszę też głos Pani doktor  niech Pan idzie. No to idę i przechodzę na druga stronę parawanu, a tam jakaś masakra, skojarzenie jakby ktoś tam granat rzucił, wszystko we krwi i jakoś nie w środku, jak w filmie wojennym,  nie wiedzieć czemu pojawiły mi się przed oczami jakieś sceny z Wietnamu. Następnego dnia jak o tym myślałem to nie mogłem sobie tego wytłumaczyć, czemu Wietnam, może to PLUTON taki film mi się pojawił przed oczami, nie wiem co to było.
Jestem w Sali obok, Pani trzyma mojego syna, kładzie go na wadze, jest 2,95 kg. Patrzą na niego oglądają,  do nosa, buzi wkładają jakieś rurki, myślę co jest, ale za chwilę widzę że to odsysacz wód, po prostu dziecko ma jeszcze te wody płodowe wszędzie. Więc się je odsysa, tylko czemu ta ma ze 20 cm długości i cała się gdzieś w nim chowa. Oglądamy, jest wszystko ręce nogi, głowa. Jest też na 100% chłopak. Co prawda jest jakiś krwiak, ale Panie mówią, że to może nic złego, dotykają, sprawdzają, to raczej krwiak bo coś musiał chłopak przycisnąć mocno w brzuszku u mamy.
Wszystko, pytam w sumie nie wiem o co mam pytać , ale pytam , wszystko OK? Pani mówi tak, OK. Może Pan wracać do żony, bo my dzieciaka zabieramy do innego pomieszczenia. No to idę do żony i znowu ten widok, który normalny człowiek widzi tylko w filmie, dziura w brzuchu, kolesie coś tam grzebią, a Ja rozmawiam z żona jak się czujesz kochanie? Ok spoczko. No przecież coś tu nie gra, jak ktoś tam grzebie w środku i wygląda to nie najlepiej a jej nic nie jest. To nie ogarnia mój mózg. OK, nie będę zadawał pytań, trudno widocznie tak ma być. Wynoszą synka, Pani doktor się pyta i jak poda mi Pan tego maila? No to idę troszkę na bok i wpisuję maila na jej komórkę, Pani mówi że jakby nie doszedł to niech mnie Pan szuka na oddziale jutro. Mówię mam nadzieję, że dojdzie. Jeden Lekarz pyta a jak na imię będzie miał chłopak, a drugi lekarz odpowiada no jak wybierają między Andrzej Albo Bronisław (jest przecież dzień wyborów) no i się śmieją. Ania też się śmieje, luźna atmosfera, zaczynają się pielęgniarki rozchodzić po Sali coś tam gadają, nagle Pani doktor mówi, ej  to jeszcze nie koniec, przecież tu mamy operację, nie przesadzacie z tym luzem. No i zaraz wszystko wraca do  porządku, cisza, spokój, skupienie. Jeden z lekarz pyta czy jeszcze będzie potrzebny, drugi czyli nasz mówi nie już sobie zaszyję. Podnoszę głowę wyżej, widzę jak takim jakimś szydełkiem przeciąga nitkę przez skórę. No i szyje żonę.
Koniec, żona wyjeżdża, Ja idę się przebrać, rozmawiam z lekarzem, czy wszystko OK, mówi, że tak, wszystko się udało, co prawda żona ma bliznę po wyrostku ze zrostem do jakichś organów w środku, ale lekarz powiedział, że to zbyt ryzykowne i się nie podejmie teraz tego robić. Wychodzę do żony i jedziemy na salę pooperacyjną. Jesteśmy razem, wszystko OK, cali zdrowi. A gdzie dziecko? Pytam się Pani która kierowała razem zemną tym łóżkiem, a Ona no proszę iść na noworodki, no to uzbrojony w aparat poszedłem, dzieciak leżał pod jakąś lampą, grzała go, wszystko ok, zrobiłem kilka zdjęć i przyniosłem im rzeczy do ubrania, potem wszyscy razem poszliśmy do Mamy by spróbowała karmienia piersią, jest sukces. Wszystko super, Ja zostałem z żoną, dzieciak do Sali dla noworodków. Po kilku godzinach przenieśliśmy żonę do zwykłej Sali, no i Ja pojechałem do domu lub napiszę zostałem wyproszony przez Panie pielęgniarki.
Reasumując, przeżycie ok, nie raz widziałem krew itp., wiele razy byłem w szpitalu i miałem różne rzeczy szyte. Ale jedną rzecz mój mózg nie ogarnia jak to jest że człowiek z jednej strony może rozmawiać, a z drugiej ktoś go rozcina i grzebie w środku. Wiem, że to może być śmieszne, ale uwierzcie mi jak to się ogląda w TV czy internecie to nie jest to samo. Nie mam żadnej traumy, wszystko jest ok,  nie zemdlałem na widok krwi, nie było mi duszno czy nie wiem co, ale mówię szczerze jakoś nie ogarniam tego swoim umysłem, nie rozumiem, jak to możliwe.
Czy polecam ? Hmmm,  nie wiem, na pewno dla osób mdlejących na widok krwi nie polecam, Ja na pewno będę miał dobre wspomnienia z tego przeżycia, było naprawdę OK, a czy żonie się przydałem, nie wiem. Jedno jest pewne widok tego szkraba kilka sekund po wyjęciu z brzucha mamy jest niepowtarzalny. Ja bym poszedł jeszcze raz!

4 komentarze:

  1. gratulacje !!!! Pozdrawiam, Marzena

    OdpowiedzUsuń
  2. Szacun. Mój Mąż pewnie zleciałby z tych schodków po minucie.
    Jesteś wielki. Żona na pewno cieszyła się, że ma Cię blisko.
    Jak fajnie, że pani dr udostępniła telefon. Macie pamiątkę z pierwszych chwil Synka po tej stronie.
    Uściski dla Waszej Trójki

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani doktor zachowała się świetnie, pożyczając swój telefon :) Jesteś dzielny, naprawdę - mój M. chyba by nie zdzierżył takich ekstremalnych przeżyć ;) Drugi raz byś poszedł? Kto wie, może jeszcze kiedyś będzie okazja ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łał! Jak rzeczowo opisane ;)

    Endrju - Bronek :D

    Ściskam :)*

    OdpowiedzUsuń