Przede wszystkim dziękuję za wskazówki, pod przedostatnim postem.
U Nefrologa byliśmy prywatnie. Zapisani na 18:20 weszliśmy do gabinetu
19:20 taka kolejka. Mały był marudny, to jego czas zabawy i przygotowywania się do kąpieli
i snu. 'Klinika' zrobiona z kilku mieszkań. Jednemu dziecku, póki
czekaliśmy, spadła na głowę futryna. Wszędzie schodki, schody, schodeczki.
Na tablicy wypisanych z 30 lekarzy. Nie rozumiem, nie można wynająć normalne
pomieszczenie i pracować jak człowiek dla człowieków i nie latać po tych
labiryntach? Wiadomo liczy się kasa, nachapać jak się tylko da, póki się jest na fali...
szanujcie się, ufff! Dobra, jesteśmy w gabinecie. Starsza pani Doktor, pracuje w
Prokocimiu, podobno najlepsza. Pokazałam jej wszystkie wyniki. Zadaje konkretne pytania, odpowiada ale nie o tym o co pytam. Uznała że
nie trzeba leczyć, że dziecko zdrowe i że za miesiąc zrobić usg brzucha kontrolnie. Można
nawet szczepić, ona nie widzi zastrzeżeń. Wyszliśmy zadowoleni, a jak inaczej, usłyszeliśmy
to co chcieliśmy usłyszeć 'zdrowe!'. Wracamy do domu, trwa sielanka do środy. W
środę rozmawiam ze swoim starszym bratem, który jest kardiologiem, opowiadam
jak to nam powiedzieli, że zdrowe i że super. Posłuchał mnie i wytoczył taki
monolog, że telefon się trząsł razem ze mną:) Doczekałam się rana. Miałam skierowanie
od nefrologa na NFZ. Lecę na Strzelecką zapisać się do specjalisty. Termin 7 październik,
cud że tego roku. Stojąc jak słonecznik na słońcu, rozmyślałam co robić. Czasu też
nie miałam za wiele, przecież trzeba wrócić i nakarmić małego, który został z
Babcią. Wymyśliłam pod tym upałem, że pójdę do tej doktorki co nas prowadziła
w szpitalu i pokaże jej te wszystkie posiewy. Udało się ją złapać, czekałam
tylko godzinę pod jej drzwiami, była zajęta. Pooglądała wyniki, zaleciła
powtórzyć badanie w ich laboratorium. Wróciłam do domu, zadowolona, udało się
coś upolować. Rano wyszorowałam całą hydraulikę
Bartusia. Oktaniseptem, Rivanolem itd. Udało się nawet sprawnie złapać środkowy strumień. Laboratorium i czekamy czy coś urośnie. Na drugi dzień idę, klepie zdrowaśki po drodze,
dostaje wstępny wynik - znowu bakteria, jednak jest. Z wynikami idę do pediatry
na odział. Wypisała leczenie, podbiła swoją pieczątką. Mówi żebym szła do
swojego pediatry po receptę z tą karteczką. Chciałam się jej podpytać, czy
nie za mały na tabletki itd, to dostałam ochrzan. 'Ja pisze, a niech mama sama
decyduje czy stosować' - kużwa no. Pediatrica, która wypisała nam skierowanie do
szpitala, była bardzo zdzwiona postawą naj specjalisty Nefrologa. Wypisała
receptę i kazała zaczekać do ostatecznego wyniku badania i wtedy ew. zacząć
brać leki. Braliśmy lek tydzień 1/4*2 tabletki wymieszany z mlekiem. Skończyliśmy
brać w sobotę, teraz po 10 dnia od zakończenia będziemy powtarzać posiew. Jeśli nadał coś wyjdzie mamy skierowanie do urologa/chirurga.
Rośniemy |
Aniu, dużo siły Ci życzę.
OdpowiedzUsuńA Tobie Bartolku zdrówka! :*
Uściski
Będzie dobrze! Szkoda, że nasz Doktor nie ma więcej wcieleń i specjalizacji:)
OdpowiedzUsuńJak fajnie Was zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńDuuużo zdrówka.
Żadnym doktorom ani innym znachorom nie można ufać bezgranicznie. Nauczyłam się tego na własnej skórze, a potem również w przypadku Bąbla, dlatego teraz przy jakichkolwiek problemach zdrowotnych w naszej rodzinie trzymam rękę na pulsie i konsultuję, ile wlezie :) Za przedstawiciela świata medycyny w naszych szeregach naprawdę wiele bym dała, także szczęściara z Ciebie, że masz takiego kompetentnego brata :) Dużo zdrówka dla Bartoszka - teraz już na pewno będzie dobrze :*
OdpowiedzUsuńpolecam dr Wieczorek Groham przyjmuję w Żeromskim na NFZ i prywatnie też gdzieś na mieście. Nam polecił ją neonatolog - złota kobieta. Trzymam kciuki. Pozdrawiam Ela
OdpowiedzUsuńZdrówka;* Mam nadzieję, że już jest dobrze.
OdpowiedzUsuń