piątek, 16 maja 2014

Łzy do nieba

Bawiliśmy się superowo na weselu naszych przyjaciół do samego końca, wtedy zjadłam z kilo jabłek, tak bardzo mi smakowały i były przepyszne, ja lubię jabłka, ale na weselu? w takiej ilości? Później tydzień minął roboczo. W czwartek pod małym naciskiem moich przyjaciółek niedoli postanowiłam ze zrobię test. Zazwyczaj wygląda to tak że dziś robię test, a jutro dostaje miesiączkę. W tygodniu czułam się zupełnie normalnie cos kuło to tu to tam nic dziwnego tak mam przed okresem.
Zakupiłam test i zrobiłam…pierwszy raz w życiu zobaczyłam na nim dwie kreski, jedną wyraźną tą do której się już przyzwyczaiłam i drugą bladą różową. Przeraziłam się i chyba w szoku poszłam do apteki innej kupiłam trzy, powtórzyłam pierwszy wyszedł negatywny. Była 18:40 myślę co dalej patrzę na jeden test na drugi nie wiem co robić. Postanowiłam działać – zapakowałam się do auta i pojechałam do diagnostyki. Zaparkowałam biegnę bo jest do 19:00, zdążyłam zrobili na cito, wynik do 4 godzin. Wróciłam do domu, nic nie mówię, mąż wrócił z pracy. Standardowy wieczór, nie dla mnie ja siedzę na kompie i odświeżam stronę w oczekiwaniu na wynik. Koło 21 jest wynik bety 62mIU/ml. Szaaaaaaaaaaaaaałłłł, krzyk, płacz, tańce – zwariowałam, oszalałam!!!!Razem zwariowaliśmy, jak by można było otworzylibyśmy szampana!!! Pierwszy tak wyjątkowy wieczór po śmierci mojego Taty.  
Z rana napisałam do mojego lekarza smsa – ‘Doktorze chyba jestem w ciąży, beta 62’, zaraz dostałam odpowiedź – ‘Fajnie, proszę powtórzyć betę za dwa dni’. Za dwa dni bete miałam 208, czułam się jak w niebie!!! Umówiłam się z doktorem za 1,5 tygodnia na wizytę. Tego nie da się opisać po tylu latach mogłam się poczuć normalną pełnowartościową kobietą, ciężarną z prawdziwego zdarzenia. Mimo naszej euforii chyba popadałam w lekką durnote bo trochę się kłóciliśmy z mężem apropo remontu pokoju dla naszego dzieciaczka.
Dzień wizyty był cudowny, fantastyczny, wyjątkowy zobaczyłam moją kropeczkę na ekranie. Pierwszy raz w życiu spotkaliśmy się na żywo, widziałam serduszko biło tyk tyk tyk tyk.
Umówiliśmy się na za półtora tygodnia, zdziwiłam się bo zazwyczaj się umawia lekarz na później jeśli się jest w ciąży. Przepisał mi duphaston. Nie dostałam książeczki ciążowej, tylko jedno badanie do zrobienia. Po niecałych dwóch tygodniach przyszłam na usg, na pełnym luzie, obserwowałam ludzi w poczekalni, myślałam że wreszcie mi się udało, że nie muszę już niczego bać. Czytałam gazetę, czułam się fantastycznie. Weszłam do doktora z bananem na twarzy. Położyłam się do usg, trwało z 15 min, albo tak mi się zdawało. Nie podoba mi się akcja serca – mówi lekarz- raz bije raz przestaje. Coś jeszcze do mnie mówił już oprócz dzwona w uszach nic nie słyszałam. Zalecenie - zrobić w najbliższym tygodniu trzy bety co drugi dzien. Była środa. Wyszłam wsiadłam w auto, szczeka mi chodziła cała drżałam, zaczęłam płakać – nie płakać wyć. Nie wiem w jaki sposób dotarłam do domu, dzwoniłam z drogi do męża próbując mu powiedzieć co się dzieje. Zanim dotarłam do domu już stał pod klatką przepakowałam się do auta i pojechaliśmy robić jeszcze dziś pierwszą betę, są w Krakowie diagnostyki całodobowe. Czekanie trwało wieki wynik 10196. W piątek powtórzyłam bete wynik dostaliśmy w sobotę -  9299. Oczywiście stale w kontakcie z lekarzem – napisałam mu smsa ze chcę się spotkać. Odpisał ze możemy się spotkać w niedziele, a spadająca beta oznacza że ciąża obumarła…itd. Najgorszy dzień w moim życiu. Przepłakałam cały dzień. Mąż wrócił z pracy, chciałam być sama, chyba on też, wsiadł na motor i pognał przed siebie. Nie wiele pamiętam z tego dnia. W niedziele spotkaliśmy się z  lekarzem. Wiedziałam że jak otworze usta posypią się łzy, umówiliśmy się z mężem że to on będzie gadał. Wszystko wypytał, ja siedziałam na krześle głową spuszczoną w dół, piłam wodę, żeby nie płakać, telepałam się z nerwów. Potwierdzające usg brzmiało jak wyrok – ciąża obumarła, trzeba indukować poronienie. Coś do mnie lekarz jeszcze mówił robiąc usg, nić nie słyszałam, patrzyłam w ekran i bałam się, to ostatni raz widziałam moje maleństwo, moje pragnienie, marzenie, moją tęsknotę.



Ps. Więcej dziś już nie dam rady napisać, nie czytam też tego co napisała.

7 komentarzy:

  1. Bardzo Ci współczuje :( nie wiem co napisać , ale chciałabym abyś wiedziała że jestem z Tobą myślami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem co to za ból.Musisz byc silna i walczyć pòki starczy Ci sił. Nadzieja umiera ostatnia.Jestem z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem kochana, wiem, że wiesz! Tulę Was mocno!

      Usuń
  3. Jest mi naprawdę niesamowicie przykro :( Ja nigdy nie zobaczyłam na teście tych dwóch upragnionych kresek - i chyba lepiej nigdy ich nie ujrzeć, niż zrobić sobie tak wielką nadzieję, a potem przeżyć coś takiego...Ale nie poddawajcie się - wierzę, że jeszcze będziecie cieszyć się ze swojego rodzicielstwa i doświadczycie tego jedynego, najwspanialszego Cudu :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko początek całego końca, nie mogę się zebrać by napisać dalej. Może będziemy rodzicami ale coraz mniej ufam że to kiedyś nastąpi, nie mniej jednak wszystkim starającym się, czekającym wytrwałości i sukcesu życzę Wam, moje dziewczyny, z całego serca! Ściskam!

      Usuń
  4. Bardzo bardzo mi przykro:((((

    OdpowiedzUsuń